Zorganizuj Zielone Warsztaty w swojej firmie

Zorganizuj Zielone Warsztaty w swojej firmie

W jaki sposób zorganizować warsztaty ekologiczne dla pracowników firm? Czego można się nauczyć na tego typu zajęciach? Jaki jest poziom wiedzy Polaków na temat ekologii? Czy nastała moda na ekologię i życie w zgodzie z otaczającym nas środowiskiem? O tym i o wielu innych sprawach rozmawiamy z Kasią Pieniawską i Kasią Gierczyk z wrocławskiej firmy Orenda Ogrody.

Rozmówcy:
– Marek Kołkowski, Dotleneni.org (M.K.)
– Krystian Ławreniuk, Dotlenieni.org (K.Ł.)
– Katarzyna Pieniawska, Orenda Orgody (K.P.)
– Katarzyna Gierczyk, Orenda Ogrody (K.G.)

Orenda Ogrody – firma zajmująca się architekturą krajobrazu prowadzona przez Kasię Pieniawską i Kasię Gierczyk. Dziewczyny zajmują się również sprawami związanymi z kryzysem klimatycznym. Prowadzą warsztaty związane z bioróżnorodnością, edukując na nich dzieci, młodzież oraz ludzi zatrudnionych w różnego rodzaju firmach.

K.Ł.: Zacznijmy naszą rozmowę od podróży w czasie. Cofnijmy się, powiedźmy, do lat 90. Wydaje mi się, że gdybyśmy wtedy poszli do jakiejś dużej firmy – dewelopera lub fabryki – i powiedzieli szefowi tego miejsca, że chcemy zorganizować dla jego pracowników warsztaty z ekologi, to on popukałby się wymownie w czoło. Ludzie w jego firmie budują domy, czy produkują części do samochodów, na co im wiedza o sadzeniu roślin. Wydaje mi się, że to wszystko bardzo się zmieniło w ostatnim czasie. Chyba dojrzeliśmy do tego, żeby rozmawiać o ekologii również w firmach. Jak to widzicie Wy, osoby, które pracują z ludźmi z różnych branż?

K.G.: Świadomość ludzi w tym zakresie rzeczywiście się zwiększyła. Dużo się mówi o ekologii. Dużo jest na ten temat informacji w internecie i telewizji. Jest też potrzeba w ludziach, żeby zdobywać taką wiedzę, a my ją dostarczamy, współpracując przy tym ze start-upem Dotlenieni.org. Staramy się edukować. Mówić o tym, że rośliny są ważne. Tłumaczyć czym jest bioróżnorodność.

M.K.: Jeszcze 10 lat temu biznes był po to, żeby generować zyski. To oczywiście w dalszym ciągu jest cel nadrzędny. Zauważyłem jednak, że pojawiają się różnego rodzaju inicjatywy oddolne. Pracownicy szukają takich usług, jak np. warsztaty ekologiczne, ponieważ jest w nich taka potrzeba, żeby poszerzać swoje horyzonty, zwiększać wiedzę o istotnych sprawach dotyczących nas wszystkich. Czy widzicie to podczas swoich warsztatów? Czy ich uczestnicy są podczas nich znudzeni, bo zostali oddelegowani na siłę, czy jednak widać w nich chęć działania?

K.G.: Uczestnicy bardzo chętnie biorą udział zarówno w wykładach, jak i zajęciach praktycznych. Zdarza się nawet, że brakuje miejsc. Przyjeżdżamy do danej firmy i słyszymy, że kilak osób nie zdążyło się zapisać, albo mają inne obowiązki i pytają, czy będą jeszcze w przyszłości takie warsztaty. Zainteresowanie jest bardzo duże.

K.P.: Wynika to z tego, że ludzie chcą otaczać się kwiatami. Chcą je mieć na swoich biurkach, przy swoich komputerach. Wtedy jest bardziej przytulnie i czują, że jest to ich miejsce. Mają swoją roślinę, o której trzeba pamiętać i trzeba się nią opiekować.

K.G.: To z kolei przynosi różne korzyści, bo rośliny poprawiają nasze samopoczucie, nawilżają powietrze i pełnią wiele innych pożytecznych funkcji.

M.K.: Niedawno wraz z Providentem przeprowadziliśmy badania, z których wynika, że co trzeci Polak twierdzi, że w jego miejscu pracy nie ma w ogóle roślin, a co piąty, że jest ich zbyt mało.

K.Ł.: To każe nam przypuszczać, że nasze społeczeństwo się zmieniło w ostatniej dekadzie czy dwóch. Wydaje mi się, że w przeszłości wiele osób traktowało zieleń w miejscu pracy po prostu jako miłą ozdobę. Teraz myślimy już trochę innym kategoriami. Rośliny doniczkowe wpływają na to, jak się czujemy, jak pracujemy, jak jesteśmy wydajni.

K.G.: Ponadto poprawiają naszą koncentrację, pomagają się rozluźnić i są naturalnym papierkiem lakmusowym – obserwując rośliny, można np. stwierdzić, że powietrze jest zbyt suche.

M.K.: Problemem w firmach jest zapewne to, kto ma później dbać o te wszystkie kwiaty. Pamiętam, że kiedyś przekazaliśmy naszemu partnerowi sporo roślin. Gdy wróciliśmy tam po kilku miesiącach, okazało się, że niestety nie przetrwały. Życie tam jednak nie zakiełkowało, w takich warunkach.

K.G.: My też mamy takie doświadczenia. Fajnie byłoby, gdyby każdy dbał o swoją roślinę. Można też podzielić się pracą. Ważne, żeby nie dopuścić do sytuacji, gdy każdy robi coś na własną rękę. Kończy się to tak, że roślina podlewana jest sześć razy dziennie albo wcale.

K.Ł.: Wróćmy do tematu warsztatów. Powiedziałyście, że dzielą się one na dwa segmenty – teoretyczny i praktyczny. Co dokładanie dzieje się w ich trakcie?

K.P.: Część teoretyczna często płynnie przechodzi w praktyczną. Zaczynamy od wykładów, które trwają zwykle 45 minut. Później zaczynamy zajmować się przesadzaniem roślin. Tworzymy kompozycje z roślin – lasy w słoikach, kokedamy, skrzynie z ziołami. To wszystko uzależnione jest trochę od pory roku. Na koniec jest jeszcze czas na luźne rozmowy i odpowiedzi na pytania uczestników.

M.K.: A jak wygląda sprawa z rezerwowaniem terminów. Tak jak u dobrego mechanika, pół roku do przodu?

K.G.: Aż tak źle nie jest, ale z dnia na dzień też nie uda się nam przygotować. Dobrze jest zgłosić się z miesięcznym wyprzedzeniem. Warsztaty to nasze dodatkowe zajęcie. Na szczęście mamy swoją ekipę ogrodową, która wykonuje nasze stałe zadania, podczas gdy my prowadzimy warsztaty.

M.K.: Zdarza wam się przychodzić na warsztaty prosto z prac ogrodowych, dosłownie z ziemią w rękach?

K.P.: Tak i jest to bardzo fajne. Uczestnicy warsztatów też pracują z ziemią. Wiele osób rezygnuje z rękawiczek, bo lubią to uczucie bezpośredniego kontaktu z naturą. Zapominają wtedy o całym, bożym świecie.

K.G.: Często też zaznaczają, że relaksuje ich tego typu praca. Najczęściej zdarza się to, gdy robimy kokedamy. W tym przypadku trzeba spędzić sporo czasu na ugniataniu ziemi i proces ten przypomina nieco medytację. Trzeba kulę ziemi dokładnie pougniatać, a następnie rozłamać na pół. Uczestnicy warsztatów bardzo się angażują w to zadanie, starają się być przy tym precyzyjnie i efekty są naprawdę świetne.

M.K.: A jak duże są grupy warsztatowe?

K.P.: Grupy liczą 15-20 osób. To jest optymalna liczba uczestników, ale zdarzało się więcej. Był nawet jeden wykład online, w którym brało udział ponad 100 osób. Po wykładach zawsze rozmawiamy jeszcze luźno z uczestnikami. O tym, jakie rośliny mają w domu, jakie mają z nimi problemy, próbujemy doradzić i odpowiedzieć każdemu, kto chce się czegoś dowiedzieć.

K.Ł.: Macie ten komfort, że spotykacie się z różnymi ludźmi, z różnych firm i branż, w różnym wieku. Jak wyglądamy, jako naród, jeśli chodzi o wiedzę na temat ekologii? I jeszcze jedna sprawa, czy podczas warsztatów pojawiły się jakieś pytania, które szczególnie was zaskoczyły?

K.P.: Czy trzeba podlewać rośliny. To jest pytanie, które słyszymy zaskakująco często.

K.G.: Faktycznie mamy na warsztatach duży przekrój wiekowy. To nie są tylko osoby pracujące, ale również dzieci w szkołach i przedszkolach. Muszę powiedzieć, że dzieciaki są najbardziej świadome i świetnie wykształcone, jeśli chodzi o ekologię. Możemy się od nich uczyć podejścia do tego tematu. Jeśli chodzi o firmy – świadomość ludzi jest zwiększa niż kilka lat temu. Ludzie chcą wiedzieć więcej o roślinach. Miałyśmy też zajęcia z seniorami i oni też są dobrze przygotowani. Oczywiście wiele osób ma duże doświadczenie związane z posiadaniem ogródków działkowych. Część pracowała na gospodarstwie. Starsze osoby na ogół dużo wiedzą o roślinach i ich pielęgnacji. Troszeczkę gorzej orientują się w takich sprawach jak segregacja odpadów czy redukcja plastikowych opakowań, ale to są rzeczy, które można szybko nadrobić.

K.Ł.: Zrobiła się też chyba moda na ekologię i jest to oczywiście bardzo dobra tendencja. Jakiś czas temu modne stało się bieganie i do tej pory bardzo dużo osób biega. Kiedyś ludzie się wstydzili, a zwłaszcza osoby starsze czy mniej wysportowane. No bo co sąsiedzi pomyślą. Teraz nikt tak do tego już nie podchodzi. W ekologii jest chyba podobnie. Gdybyśmy 20 lat temu segregowali śmieci i ograniczali używanie plastikowych opakowań, to wiele osób powiedziałoby, że jesteśmy nawiedzeni i przesadzamy.

K.G.: Pewnie dalej znalazłbyś wiele osób, które tak myślą. Znajdą się przykłady polityków, którzy uważają, że to wymysł. Nauka mówi jednak coś innego.

K.Ł.: Wróćmy do roślin. Jesteśmy w mieszkaniu jednej z was i oczywiście jest tu mnóstwo zieleni. Rozumem, że wszystko, czego uczycie na warsztatach, jest poparte własnymi doświadczeniami.

K.G.: Tak, wszystko zawsze testujemy. Poza tym często przynosimy nasze domowe rośliny na warsztaty.

K.P.: Mamy też róże swoje przemyślenia i obserwacje – niektóre rośliny rosną lepiej u mnie, w kamienicy, która jest zacieniona. Inne lepiej u Kasi, w nowym budownictwie, gdzie jest więcej słońca. Mamy zatem spore doświadczenia i robimy różne eksperymenty.

K.Ł.: Zaczęliśmy naszą rozmowę od podróży w czasie wstecz, do lat 90. Chciałbym teraz udać się w przyszłość i zapytać, jak wyobrażacie sobie świat za 20 lub 30 lat w kontekście ekologii?

K.G.: To jest trudne pytanie. Wszystko zależy od każdego z nas. Jeśli nie zrobimy nic, żeby być bardziej eko, to cóż… wszyscy znamy prognozy i są one bardzo pesymistyczne. Jeśli jednak podejmiemy różnego rodzaju działania mające na celu odciążenie naszej planety, to możemy wrócić na dobry kurs. Wszystko wymaga działania krok po kroku, świadomie. Obserwując najmłodsze pokolenie, jestem jednak optymistycznie nastawiona. Trzeba raczej zająć się zmienianiem mentalności osób nieco starszych. I to jest też nasza rola – Dotlenionych i Orendy.

K.Ł.: Trochę w myśl hasła „jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie”. Innej opcji nie ma.

M.K.: Tym optymistycznym akcentem zakończymy nasze spotkanie. Bo w naszym DNA jest właśnie optymizm i pozytywne nastawienie do świata i wierzymy w to, że krok po kroku zmieniamy świat na lepsze.